|
24.11.2024 01:17:32 |
|
|
Materiały publikowane na stronie są własnością ich autorów oraz Stowarzyszenia. Wykorzystanie ich w innych miejscach wyłącznie za podaniem źródła oraz autora. Powered by PHP-Fusion v.7.00.07 Copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones. Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 4,594,752 Unikalnych wizyt Wygenerowano w sekund: 0.03 |
Chleba i kawy zbożowej, która stała w dzbankach było do oporu. Omastę stanowiła porcja margaryny a do tego kilka plasterków ozorkowego salcesonu. Niektórych, to żarło kuło w ząbki, gdyż mieli walizki pełne, lepszego szamanka. Większość nie była wybredna. Dla przeważającej części chłopaków, takie menu było luksusem. W wielu, rodzinnych domach nie przelewało się.
Usiadłem przy stole z Kaczorem i Bogdanem, w pobliżu okna wychodzącego na plac apelowy.
Wcinając salceson w gronie kolegów, patrzyłem od niechcenia przez okno - na pusty plac apelowy, nad którym dominował maszt wkopany w ziemię wzmocniony wantami, gdzie z okazji świat państwowych wywieszano wielką galę banderową.
Uświadomiłem sobie wtedy, że los zetknął mnie - już w tym pierwszym dniu pobytu w TŻŚ - z dwoma masztami. Pierwszym - rzucającym cień na budynek szkoły z wysokości kiosku U - boota i drugim - stojącym, jak gdyby na wachcie przed internatem. Oba maszty miały mi towarzyszyć w mojej wędrówce po ostrogi marynarskie przez pięć najbliższych lat.
Waldemar Mielczarek
1966 -1971