ALBATROS - Bożena i Waldemar Rybicki
Dodane przez Retman dnia 19.05.2024
Idąc za przykładem Andrzeja Solskiego, pozdrawiam serdecznie, i ulegając namowom Władka zdecydowałem się na opisanie naszej przygody z łódką. Naszej, bo to moja żona Bożenka od dawna marzyła o łódce i od czasu do czasu snuliśmy plany, czasami przeglądaliśmy nawet strony, zwłaszcza holenderskie, ale jakoś tak rozchodziło się to po kościach.
Jestem absolwentem TŻŚ we Wrocławiu spędziłem tam 13 lat. Pięć jako uczeń i osiem jako belfer. Dodając prawie 18 lat szefowania Stowarzyszeniu Absolwentów (nie mam złudzeń, że jestem takim dobrym prezesem, po prostu nikt inny nie chce) to ponad 30 lat związku z naszą Szkołą. Mam za sobą 11 lat na Wiśle, Szkarpawie , Bielinku i w Berlinie na pchaczach Żeglugi Bydgoskiej. Ostatnie ponad 20 lat pracy spędziłem na tzw. Zachodzie z czego ponad 15 kapitanowałem na tankowcach niemieckich, holenderskich i belgijskich. Niestety przygodę z pływaniem zakończyłem przed czasem z powodu ciężkiej choroby. Prawie trzy lata z przerwami pobytu w szpitalu na Szaserów sprawiły, że stałem się potwierdzeniem tezy, że jak pacjent chce żyć, to medycyna jest bezradna. Podobno listonosz jak już przejdzie na emeryturę, to idzie na rajd pieszy. A marynarz kupuje łódkę. Coś w tym jest. Jak już osiadłem na lądzie podjąłem prace jako ekspert w Komisji Technicznej w UŻŚ we Wrocławiu. Dało mi to szansę na dalszy kontakt ze statkami ale przede wszystkim na współpracę ze wspaniałą załogą wrocławskiego Urzędu Żeglugi (pozdrawiam).
Właśnie w ramach tych obowiązków we wrześniu 2020r. znalazłem się na stoczni w Januszkowicach. Podczas chodzenia po stoczni zauważyłem wyróżniający się obiekt.
ALBATROS. Wymalowany nie pasował do szarego (rdzawego) otoczenia. Sporych rozmiarów, wyglądał jak łódź inspekcyjna. Okazało się, że jest na sprzedaż, a prezes stoczni ma klucz. Nie wierzyłem, że stać nas na taki obiekt, ale poprosiłem o klucze. To był poniedziałek, w środę przyjechaliśmy z żoną, a w piątek spisaliśmy umowę.
Tu zaczęły się schody. Wiedziałem , że sam go do Wrocławia nie sprowadzę. Za duży, nie znany, nie było mowy o samodzielnej nawigacji. A do tego, no cóż. Pływałem po całej Europie, od Vlisingen do Bazylei , mam patent na cały Ren, ale na Odrze byłem raz na statku szkolnym w 1976 roku . Na szczęście mój przyjaciel Mariusz, ówczesny dyrektor Wód Polskich we Wrocławiu, wcześniej dyrektor Urzędu Żeglugi, a przede wszystkim kapitan, jak tylko się dowiedział o moim zakupie, a okazało się, że znał Albatrosa, zaproponował mi pomoc. Pomoc polegała na tym, że przez półtora dnia rejsu do Czernicy potrzymałem sobie ster jakieś 12 minut.
Łódź od chwili zakupienia nadawała się do pływania, jednak bardzo długo nieużywana wymagała pewnego doposażenia raczej, niż napraw. Opis techniczny i wyposażenie, które podaję, to stan po naszym wkładzie. ALBATROS ma stalowy kadłub, 12 m długości, 3 m szerokości, 0,85 m zanurzenia. Silnik 95 kM, dwie płetwy sterowe. Jest bardzo wygodnym stateczkiem (tak go nazywają na śluzach) idealnym do krótszych rejsów z rodziną i przyjaciółmi – dużo miejsca w kabinie oraz pokład rufowy, gdzie spokojnie może grillować 8 osób- ale i do dłuższych rejsów. Przeważnie pływamy w trójkę tzn. Pani Armator, ja i załogant, czyli nasza sunia FIGA. Chociaż bardzo lubimy zatrzymywać się w marinach i miejscach postoju, to praktycznie jesteśmy samowystarczalni. strony wody nie ma chyba sobie równych w całym kraju. Kilka razy byliśmy w Brzegu i Opolu, korzystając z gościnności prowadzących marinę w Brzegu. Często też gościmy w Urazie. W 2022 roku dopłynęliśmy do Nowej Soli. Dla miejscowej mariny ALBATROS okazał się za duży, ale ugościł nas prezes stoczni. W tym rejsie staliśmy też w Ścinawie, gdzie mieliśmy okazję poznać pana Henryka. Wspaniała postać. Kontynuator odchodzącego zawodu strażników wodnych, Dobry Duch Odry Od Malczyc do Głogowa. W Głogowie polecamy prowadzoną przez młodych woprowców marinę w starym Porcie Zimowym na 395 km Odry. W 2022 Roku wybraliśmy się do Berlina. Plan był taki, żeby w tamtą stronę popłynąć przez podnośnię w Niederfinow, a wrócić przez EHS. Rejs zaplanowany na 3 tygodnie zajął nam ponad 2 miesiące. Jak powszechnie wiadomo w Odrze nie ma wody, albo jest jej za dużo.
Przerobiliśmy oba stany. W dół czekaliśmy na wodę tydzień w Malczycach i 10 dni w Cigacicach. O podnośni musieliśmy zapomnieć, w Słubicach było 30 cm wody. Kiedy jakimś cudem udało nam się dotrzeć do EHS, to myślałem, że będę całował bramę śluzy. Droga do całej Europy otwarta. Nam wystarczył – póki co-Berlin. Super nawigacja przez kanał, jeziora i Szprewę. Dość późno dotarliśmy do zarezerwowanego nam przez uprzejmych policjantów z WSP miejsca w marinie. Wzbudziliśmy nieoczekiwane uznanie w oczach właścicieli "wypasionych" jachtów, że przy silnym wietrze bez problemu wpasowaliśmy się w wąskie stanowisko między nimi, a uznanie wzrosło, gdy zobaczyli, że nie mamy bugiego, co u nich jest standardem na dużo mniejszych łodziach. Odwiedził nas tam mieszkający w Berlinie nasz przyjaciel Witek Szabłowski. Na drugi dzień samochodem przyjechał syn z żoną i razem zwiedzaliśmy stolicę Niemiec od strony wody. Niezapomniane przeżycie. Na powrocie znowu 2 tygodnie postoju w marinie w EHS żeby zjechać na Odrę i drugie tyle w Cigacicach, by ruszyć – tym razem pod silny prąd – do Wrocławia. Łódź dzielnie zniosła trudy rejsu, co pozwala nam czynić plany następnych eskapad. Bożenka prowadzi profesjonalnie Dziennik Pokładowy i Kronikę ALBATROSA. W Kronice mamy zdjęcia i wpisy wszystkich, którzy z nami pływali, czy choćby odwiedzili nasz pokład. Każde takie odwiedziny sprawiają nam ogromną przyjemność. Wspomniałem, że żona lubi nasz stateczek i sprawia Jej dużą przyjemność nasze pływanie. Bardzo mnie to cieszy. Nie jest to standard. Mam kolegów, którzy musieli sprzedać łódkę, bo nie mieli z kim pływać. Pozwolę sobie przytoczyć tu pewną anegdotę o osobie powszechnie znanej w naszym środowisku, naszym profesorze Jurku Bartoszku. Jurek miał przerobioną omegę i pływał nią z żoną przez kolejne wakacje po całej Polsce. Kiedyś siedzieliśmy w ogrodzie obok wyciągniętego już na ląd kadłuba, a Jurek opowiadał o rejsach w dość spartańskich warunkach.
- miałeś szczęście, że żona podzielała Twoją pasję, że to pływanie sprawiało Jej radość – pozwoliłem sobie na zachwyt. Na co Jurek odrzekł: - przestań. Jak po 9-ciu latach wyciągnąłem omegę już całkiem na brzeg, to Jasia mi powiedziała, że Ona tego nigdy nie lubiła.
No cóż małżeństwo to sztuka poświęcania się. Oni są pięknym przykładem. Jurek z żoną pływali z nami, a ster ALBATROSA był ostatnim za jakim w swojej ziemskiej nawigacji stał Jurek.
Nie mamy wątpliwości , że kupno ALBATROSA to była dobra decyzja. Waldemar Rybicki Armatorzy „ALBATROSA” Bożena i Waldemar Rybiccy przy nabrzeżu Dunikowskiego Albatros w Ścinawie ABATROS

Treść rozszerzona
Idąc za przykładem Andrzeja Solskiego, pozdrawiam serdecznie, i ulegając namowom Władka zdecydowałem się na opisanie naszej przygody z łódką. Naszej, bo to moja żona Bożenka od dawna marzyła o łódce i od czasu do czasu snuliśmy plany, czasami przeglądaliśmy nawet strony, zwłaszcza holenderskie, ale jakoś tak rozchodziło się to po kościach.
Jestem absolwentem TŻŚ we Wrocławiu spędziłem tam 13 lat. Pięć jako uczeń i osiem jako belfer. Dodając prawie 18 lat szefowania Stowarzyszeniu Absolwentów (nie mam złudzeń, że jestem takim dobrym prezesem, po prostu nikt inny nie chce) to ponad 30 lat związku z naszą Szkołą. Mam za sobą 11 lat na Wiśle, Szkarpawie , Bielinku i w Berlinie na pchaczach Żeglugi Bydgoskiej. Ostatnie ponad 20 lat pracy spędziłem na tzw. Zachodzie z czego ponad 15 kapitanowałem na tankowcach niemieckich, holenderskich i belgijskich. Niestety przygodę z pływaniem zakończyłem przed czasem z powodu ciężkiej choroby. Prawie trzy lata z przerwami pobytu w szpitalu na Szaserów sprawiły, że stałem się potwierdzeniem tezy, że jak pacjent chce żyć, to medycyna jest bezradna. Podobno listonosz jak już przejdzie na emeryturę, to idzie na rajd pieszy. A marynarz kupuje łódkę. Coś w tym jest. Jak już osiadłem na lądzie podjąłem prace jako ekspert w Komisji Technicznej w UŻŚ we Wrocławiu. Dało mi to szansę na dalszy kontakt ze statkami ale przede wszystkim na współpracę ze wspaniałą załogą wrocławskiego Urzędu Żeglugi (pozdrawiam).
Właśnie w ramach tych obowiązków we wrześniu 2020r. znalazłem się na stoczni w Januszkowicach. Podczas chodzenia po stoczni zauważyłem wyróżniający się obiekt.
ALBATROS. Wymalowany nie pasował do szarego (rdzawego) otoczenia. Sporych rozmiarów, wyglądał jak łódź inspekcyjna. Okazało się, że jest na sprzedaż, a prezes stoczni ma klucz. Nie wierzyłem, że stać nas na taki obiekt, ale poprosiłem o klucze. To był poniedziałek, w środę przyjechaliśmy z żoną, a w piątek spisaliśmy umowę.
Tu zaczęły się schody. Wiedziałem , że sam go do Wrocławia nie sprowadzę. Za duży, nie znany, nie było mowy o samodzielnej nawigacji. A do tego, no cóż. Pływałem po całej Europie, od Vlisingen do Bazylei , mam patent na cały Ren, ale na Odrze byłem raz na statku szkolnym w 1976 roku . Na szczęście mój przyjaciel Mariusz, ówczesny dyrektor Wód Polskich we Wrocławiu, wcześniej dyrektor Urzędu Żeglugi, a przede wszystkim kapitan, jak tylko się dowiedział o moim zakupie, a okazało się, że znał Albatrosa, zaproponował mi pomoc. Pomoc polegała na tym, że przez półtora dnia rejsu do Czernicy potrzymałem sobie ster jakieś 12 minut.
Łódź od chwili zakupienia nadawała się do pływania, jednak bardzo długo nieużywana wymagała pewnego doposażenia raczej, niż napraw. Opis techniczny i wyposażenie, które podaję, to stan po naszym wkładzie. ALBATROS ma stalowy kadłub, 12 m długości, 3 m szerokości, 0,85 m zanurzenia. Silnik 95 kM, dwie płetwy sterowe. Jest bardzo wygodnym stateczkiem (tak go nazywają na śluzach) idealnym do krótszych rejsów z rodziną i przyjaciółmi – dużo miejsca w kabinie oraz pokład rufowy, gdzie spokojnie może grillować 8 osób- ale i do dłuższych rejsów. Przeważnie pływamy w trójkę tzn. Pani Armator, ja i załogant, czyli nasza sunia FIGA. Chociaż bardzo lubimy zatrzymywać się w marinach i miejscach postoju, to praktycznie jesteśmy samowystarczalni. strony wody nie ma chyba sobie równych w całym kraju. Kilka razy byliśmy w Brzegu i Opolu, korzystając z gościnności prowadzących marinę w Brzegu. Często też gościmy w Urazie. W 2022 roku dopłynęliśmy do Nowej Soli. Dla miejscowej mariny ALBATROS okazał się za duży, ale ugościł nas prezes stoczni. W tym rejsie staliśmy też w Ścinawie, gdzie mieliśmy okazję poznać pana Henryka. Wspaniała postać. Kontynuator odchodzącego zawodu strażników wodnych, Dobry Duch Odry Od Malczyc do Głogowa. W Głogowie polecamy prowadzoną przez młodych woprowców marinę w starym Porcie Zimowym na 395 km Odry. W 2022 Roku wybraliśmy się do Berlina. Plan był taki, żeby w tamtą stronę popłynąć przez podnośnię w Niederfinow, a wrócić przez EHS. Rejs zaplanowany na 3 tygodnie zajął nam ponad 2 miesiące. Jak powszechnie wiadomo w Odrze nie ma wody, albo jest jej za dużo.
Przerobiliśmy oba stany. W dół czekaliśmy na wodę tydzień w Malczycach i 10 dni w Cigacicach. O podnośni musieliśmy zapomnieć, w Słubicach było 30 cm wody. Kiedy jakimś cudem udało nam się dotrzeć do EHS, to myślałem, że będę całował bramę śluzy. Droga do całej Europy otwarta. Nam wystarczył – póki co-Berlin. Super nawigacja przez kanał, jeziora i Szprewę. Dość późno dotarliśmy do zarezerwowanego nam przez uprzejmych policjantów z WSP miejsca w marinie. Wzbudziliśmy nieoczekiwane uznanie w oczach właścicieli "wypasionych" jachtów, że przy silnym wietrze bez problemu wpasowaliśmy się w wąskie stanowisko między nimi, a uznanie wzrosło, gdy zobaczyli, że nie mamy bugiego, co u nich jest standardem na dużo mniejszych łodziach. Odwiedził nas tam mieszkający w Berlinie nasz przyjaciel Witek Szabłowski. Na drugi dzień samochodem przyjechał syn z żoną i razem zwiedzaliśmy stolicę Niemiec od strony wody. Niezapomniane przeżycie. Na powrocie znowu 2 tygodnie postoju w marinie w EHS żeby zjechać na Odrę i drugie tyle w Cigacicach, by ruszyć – tym razem pod silny prąd – do Wrocławia. Łódź dzielnie zniosła trudy rejsu, co pozwala nam czynić plany następnych eskapad. Bożenka prowadzi profesjonalnie Dziennik Pokładowy i Kronikę ALBATROSA. W Kronice mamy zdjęcia i wpisy wszystkich, którzy z nami pływali, czy choćby odwiedzili nasz pokład. Każde takie odwiedziny sprawiają nam ogromną przyjemność. Wspomniałem, że żona lubi nasz stateczek i sprawia Jej dużą przyjemność nasze pływanie. Bardzo mnie to cieszy. Nie jest to standard. Mam kolegów, którzy musieli sprzedać łódkę, bo nie mieli z kim pływać. Pozwolę sobie przytoczyć tu pewną anegdotę o osobie powszechnie znanej w naszym środowisku, naszym profesorze Jurku Bartoszku. Jurek miał przerobioną omegę i pływał nią z żoną przez kolejne wakacje po całej Polsce. Kiedyś siedzieliśmy w ogrodzie obok wyciągniętego już na ląd kadłuba, a Jurek opowiadał o rejsach w dość spartańskich warunkach.
- miałeś szczęście, że żona podzielała Twoją pasję, że to pływanie sprawiało Jej radość – pozwoliłem sobie na zachwyt. Na co Jurek odrzekł: - przestań. Jak po 9-ciu latach wyciągnąłem omegę już całkiem na brzeg, to Jasia mi powiedziała, że Ona tego nigdy nie lubiła.
No cóż małżeństwo to sztuka poświęcania się. Oni są pięknym przykładem. Jurek z żoną pływali z nami, a ster ALBATROSA był ostatnim za jakim w swojej ziemskiej nawigacji stał Jurek.
Nie mamy wątpliwości , że kupno ALBATROSA to była dobra decyzja. Waldemar Rybicki Armatorzy „ALBATROSA” Bożena i Waldemar Rybiccy przy nabrzeżu Dunikowskiego Albatros w Ścinawie ABATROS