Internat
Dodane przez Topor dnia 25.11.2007
WPŁYW WYCHOWAWCZY INTERNATU NA UCZNIA KLASY I NA PODSTAWIE WŁASNYCH PRZEŻYĆ I DOŚWIADCZEŃ
Kiedy przyjechałem pierwszy raz do internatu, wszystko było inne i trochę tajemnicze. Z początku nie wiele wiedziałem o zasadach i tradycjach panujących tutaj, ale już pierwszego dnia poznałem kilka podstawowych praw przysługujących mi , jako uczniowi pierwszej klasy. Wprawdzie z początku miałem różne obiekcje, ale mała wymiana zdań i poglądów z pewnym piątakiem; Sławomirem M. W zupełności mi wystarczyła. Chcieliśmy go z moimi kolegami z pokoju trochę przekonać, że z nami nie będzie tak łatwo, gdyż nie należał on do ludzi wyróżniających się posturą, ale gdy dowiedzieliśmy się, że należy do starszyzny plemiennej ; to zrezygnowaliśmy.
Później kilka razy miał różne sprawy najczęściej do mnie, ale nie było tak źle. Uważam że tamci starsi koledzy z V klasy byli raczej w porządku.
Wychowywali nas klasycznie bez żadnego chamstwa;
Inaczej się miała sprawa z zawodówką.
Oni upodobali sobie ten drugi sposób. Lubili, się zabawić, co nie było dla nas zbyt przyjemne. Często dzięki ich uprzejmości mogliśmy zwiedzać różne, czasami bardzo ciekawe okolice Wrocławia. Czasami mieli nieodpartą chęć udowodnienia nam tzn. uczniom Technikum, że bardziej inteligentni od nas. Pamiętam jednego takiego inteligentnego typa, który znał się trochę na żeglarstwie i zadawał pytania z tej dziedziny np.:
Co to jest rumpel?
Klient, który nie potrafił odpowiedzieć na takie lub podobne pytanie dostawał różne zlecenia np. dostarczenie śniadania lub kolacji do pokoju nr 71.
Pewnego dnia podczas niesienia pomocy uwięzionym w łazience osobom, odczułem małą satysfakcję. Otóż kiedy podążałem korytarzem w kierunku stołówki, usłyszałem od strony naszej łazienki głosy, których poziom decybeli świadczył o tym, że ktoś został uwięziony w łazience. Ja, jako dobry kolega, natychmiast tam poszedłem. Po chwili namysłu naprężyłem mięśnie i tak jak wiele razy pokazywał mi to Paweł Ch., wykonałem uderzenie wewnętrzną częścią stopy skierowane w drzwi od łazienki. Po chwili usłyszałem głośne jęki, a za moment za tychże nieszczęsnych drzwi wyczołgał się starszy kolega z zawodówki, którego pseudonim brzmiał Wózek. Z początku myślałem, że będzie chciał się odwdzięczyć mi się za niesioną mu pomoc, ale jego wygląd wskazywał, że raczej nie jest w stanie.
Tutaj przekonałem się, że jednym z najbardziej skutecznych środków wychowawczych jest tzw. lepa. Nie zapomnę dnia moich imienin, kiedy to w prezencie otrzymałem dwie lepy dosyć dobrze wykonane za to, że źle zinterpretowałem polecenie służbowegor z kl. III. Szczególnie wybitnie uzdolnionym służbowym był w tej dziedzinie uczeń klasy IV Piotr W. Kiedy pojawił się na piętrze zamieszkałym przez nas, każdy z nas niepewnie spoglądał do kosza czy aby jest on czysty. Piotr W. Często brał do pomocy swoją eskortę w postaci Andrzeja L. Lub innego gościa, który górował nad nami swoimi warunkami fizycznymi. Ta drużyną dość skutecznie egzekwowała swój pogląd na czystość. Piotr W. Raczej nie miał zastrzeżeń co do mojej osoby, choć kiedyś uznał mnie za fachowca w przepisywaniu zeszytów. I chcąc nie chcąc musiałem spełnić jego małą prośbę tzn. przepisać pół zeszytu od matematyki w czasie jednej nocy. Przepisywanie zeszytów to szczególna praca i nie raz zdarzyło się, że byłem uważany za osobę nadającą się do tej misji. Również pasjonującym zajęciem było rysowanie. Wielokrotnie mniej uzdolnieni w tym kierunku starsi koledzy prosili mnie o narysowanie wielu różnych czasami bardzo ciekawych rzeczy, jak np. przekrój silnika spalinowego lub wykresu funkcji z matematyki. Często ulegałem tym prośbom, za co zdobyłem szczególne uznanie w oczach starszych kolegów i później zdarzyło się, że miałem od 2 do 5 próśb w ciągu popołudnia.
Jednym z najbardziej ciekawych sposobów komunikacji była telefonizacja kaloryferów. Działało to dosyć sprawnie, choć czasami nie odbieraliśmy tych telefonów udając, że nikogo nie ma w domu. Nie przypuszczałem również, że poznam na czym polega praca kelnera. W czasie posiłków biliśmy rekordy w spożywaniu jedzenia. Mój rekord ustanowiłem podczas obiadu i wynosi do tej pory półtorej minuty. Także podczas pewnego poranka ustanowiłem swój rekord w dostarczaniu śniadań moim starszym kolegom z zawodówki. Wtedy zdążyłem przynieść 7 śniadań umykając przed oczami wychowawców. Również biliśmy rekordy w bieganiu na trasie internat- dworzec PKP Wrocław Sołtysowice. Kilka razy załatwiałem też korespondencję prywatną różnych osób. Kiedyś dostąpiłem zaszczytu dzięki Andrzejowi L. z klasy IV i zostałem uznany za inteligentnego gościa i dzięki temu uznaniu musiałem jechać na pocztę i nadąć telegram.
Nasi starsi koledzy dbali również o naszą kondycje fizyczną. Podnosiłem ciężary, robiłem pompki i przysiady, skakałem wzwyż przez papier toaletowy i ćwiczyłem refleks. Tym ostatnim zajmował się szczególnie jeden typ z III klasy technikum. Nie oszczędzał zarówno nas i naszych książek. Stosował on również tygodniowe przeszkolenie przez które przeszło kilku moich kumpli wraz ze mną. Jego wizerunek szczególnie pozostał mi w pamięci i kiedyś odwdzięczę mu się za ten czas który mi poświęcił. O ile koledzy z klas III i Iv dbali o naszą kondycje fizyczną, to koledzy z klasy V sprawdzali nasze wiadomości i postępy w nauce. Były więc quizy i konkursy. W jednym takim quizie miałem zaszczyt uczestniczyć wraz z moi kolegą Maćkiem S., dzięki uprzejmości Romana G. Po długim i zażartym pojedynku słownym uległem mu tylko jednym punktem. Ale za to, ze walczyłem do końca nie została przyznana mi nagroda w postaci trzech rysunków bardzo ciekawej pompy lub podobnego urządzenia.
Innym ciekawym obowiązkiem w tym internacie były apele. Tutaj inna społeczność wychowawcza starała się zrobić z nas porządnych ludzi. Często przenosiło się to na tereny zielone i niezielone okalające internat. W tym procesie wychowawczym szczególnie przodował kierownik internatu P.Gajewski vel Kołek. Była to postać nietuzinkowa i dbająca jak nikt inny o nasz proces wychowawczy,
Musze przyznać, że ten pierwszy rok spędzony w internacie był wyjątkowy i dosyć barwny.
Po zmianie kierownictwa to życie w internacie, które było pełne zwyczajów i tradycji powoli zanika. W czasie pierwszej klasy nauczyłem się kilku rzeczy i nabrałem również pewnych nawyków, które teraz sa mi niepotrzebne. Niektórych z nich uczyłem się długo, niektórych krótko. Proces nauczania był czasami bardzo skomplikowany, ale byłem chyba dosyć pojętny i dzięki temu jakoś bez zadnych uszczerbków na zdrowiu udało mi się przeżyć szczęśliwie ten pierwszy rok
Uczeń klasy III
Mariusz Janiszewski
Rok `1988/1989