Agata.
Dodane przez Topor dnia 21.11.2007
Zaczęło się od tego, że ktoś znalazł 30 centymetrowy, wielki, mosiężny gwóźdź. Po wypolerowaniu był piękny. Szkoda byłoby nie wykorzystać go do wyższych celów - pomyśleliśmy. Hmm, dobra, będziemy go wręczać jako ,,Złoty gwóźdź przechodni" nauczycielom, którzy popełnili jakiś językowy lapsus, oczywiście wyjątkowo śmieszny, rąbną jakąś bzdurę (co się przecież zdarza każdemu po ukończeniu 18 roku życia), czy też zaplączą się podczas wykładu nieludzko i dokumentnie (co także się zdarzało).
- No ale kto to będzie wręczał? - Pytali jedni.
- Jak to kto? My. - Odpowiadali drudzy. I tak od słowa do slowa, wymyśliliśmy jak to ma być. Jeden z nas nosił mały, czerwony jasiek w teczce (taką poduszeczkę), inny ten gwóźdź i już. Nie wszystkim profesorom go wręczaliśmy, choć przez rok nauki wszyscy sobie zasłużyli na to wyróżnienie. Słowo. Niektórzy mogliby to źle zrozumieć, inni nie nadawali na tych falach co my. Jeszcze inni by się obrazili. Ale byli tacy, którzy nadawali się do tej zabawy i nagrodzeni ,,Złotym gwoździem przechodnim" (bo przechodził z rąk do rąk) byli z tego bardzo dumni.
Wszystkie nasze germanistki były cudowne. Wielu się w nich podkochiwało. Nie wiem ilu i w jakich? Natomist wiem, że ja kochałem się w Agacie. Jej czrne, proste włosy, równe, białe zęby i wielkie, ciemne oczy były najpiękniejsze na świecie. I jeszcze siedziałem na przeciw niej, w pierwszej ławce. Zrobiłbym wszystko, żeby się uśmiechnęła i nie była smutna. Zupełnie pomijam fakt, że byłem w tym czasie najlepszym uczniem z języka niemieckiego, bo przecież gdyby Agata spytała mnie o coś a ja bym nie wiedział....Pewnie stanąłbym pod ścianą i włożył sobie pistolet do ust.
Pierwszą profesorką, która dostała od nas ,,Złoty gwóźdż" była Agata.
Był cały ceremoniał wręczenia gwoździa. Najpierw na komendę wszyscy wstawali i ustami grali ,,Marsz generalski", w pewnym momencie przerywali i ja z kartki, czytałem stały tekst. Zmienne było tylko to, za co profesor ten gwóźdż dostawał.
Więc czytałem :
- Pani profesor Agacie......za to, że podczas prowadzenia lekcji języka niemieckiego w klasie Vd, na pytanie ucznia o.....odpowiedziała pomyłkowo...... przyznaję się ,,Złoty gwóźdź przechodni". Nagrodę tę, Pani profesor otrzymuje tymczasowo, do momentu ,,zamordowania" dowcipu przez innego profesora.
Podpisała : Komisja Do Spraw Tropienia Pytona w składzie - i tu czytałem nazwiska komisji.
Pytonem lub wężem, nazywało się u nas wszystko co było właśnie lapsusem językowym, pomyłką, zdradzeniem pointy na początku dowcipu itd.(że niby ten wąż czy pyton owijał się wokół szyi słuchających i dusił). Po odczytaniu tekstu, gdy reszta znów ,,grała" Marsza generalskiego, podszedłem do profesorki, wręczyłem jej podany na poduszeczce gwóźdź i ten tekst, pocałowałem ją w rękę i wróciłem do ławki. Wszyscy siedli i cisza. I to był numer. Agata była w szoku (nie tylko ona, wszyscy, którzy ten gwóźdź dostali od nas, byli zawsze w szoku) ale jednocześnie szczęśliwa. No i ta cisza. Jakby nic przed chwilą sie nie wydarzyło. Agata spytała :
- Co to było? Ale o co chodzi? To wy każdemu tak? Nie spodziewałam się. No to się cieszę. Bardzo się cieszę. Dziękuję.
Staszek Szczepański.